Żeby wciąż kochać
Mroczny Mesjaszu, odkąd przekreśliłam
podwójną linią to zdanie,
odkąd oddzieliłam samotność
od ukojenia - zakończyła się
nieznana biografia, przekwitła gwiazda,
która była moją orędowniczką.
Doszukałam się przepalonych myśli
pod twoimi skroniami,
dopatrzyłam nieśmiertelności tam,
gdzie gaśnie się jednakowo,
wbrew niedokończonej powieści,
wbrew tej niezgrabnej przysiędze.
Mroczny Mesjaszu, nie ma antidotum
na śmierć - nie ma takiej modlitwy,
która uśmierzyłaby łzę.
Pozostaje nam spokojnie czekać
na drogę powrotną, na tę ostatnią kropkę,
która przesądzi spowiedź, głuche wyznanie.
Poszukuję w twoich dłoniach dotyku,
by ocucił moją skórę, pozwolił płonąć krwi.
Mroczny Mesjaszu, kiedy spoglądam
w twoje lustro, widzę czas - bezmyślny
i nieobecny, choć znów widzialny,
znów przewidywalny...
Podaruj mi tę baśń, w której życie zasypia
obok śmierci, gdzie człowiek jest odległy
od zwierzęcia, a świat istnieje,
żeby wciąż lśnić, żeby wciąż kochać...
Dodaj komentarz