Zamiast ofiary
Krzywe są nogi, niedostosowane do dróg
zbyt wyboistych, zbyt długich.
Rozpostarte są twoje ręce,
jakby zadawały pieszczotę zamiast ofiary.
I choć budzi się w nas prostota spraw,
choć kolidujemy niby stracone planety -
rozjuszy się w nas wolność, spokój pośpieszy
z odsieczą, przyszłość umilknie na wieki.
Rozmarzymy się tak, jak należy - bez
zbędnych słów, bez nakazów jutra.
Przykładam do skroni muszlę twojej dłoni -
czy słyszysz tętent białej samotności,
co rozsiadła się tuż pod skórą?
Czy czujesz, jak pulsują myśli, wykradzione
ze strychu, gdzie czekały na zapomnienie?
Pozostała w nas tylko łaska - dla świata
i jego wyznawców, dla samotności i wzruszeń.
I choć ciało czeka na zadumę,
gdzieś się zapodział ostatni rozdział -
odszukamy pośród popiołów
kromkę chleba, boleśnie zeschniętą.
I my tę kromkę będziemy jeść,
choćby świat spisał ostateczne epitafium,
ktoś posądził nas o lśnienie.
Kocham się w gwieździe, rozdzierającej serce.
Dodaj komentarz