Na nieznanym grobie
Byłeś czarną łzą na bladym policzku
wszechświata.
Przypominałeś ciernisty krzew,
co rozplenił się na nieznanym grobie.
Kojarzyłeś się z kroplą deszczu,
zagubioną pośród tysięcy
pozostałych kropel.
Istnienie, skażone spazmem
śmierci,
sprzedane niewłaściwej mocy,
kończyło się i zaczynało
w jednym punkcie,
okrążało świat niby zapętlony wąż.
Twoje myśli, choć wykradzione,
stawały się smutnymi słowami,
skazanymi na wieczność,
poddanymi płodnej, bujnej samotności.
Pewnego zaginionego dnia zgasła
resztka całości, w popiół obróciły się
ambicja i potęga.
Stałeś się mniejszy od ziarenka,
od cichego westchnienia,
skrytego
pod przytulnymi skrzydłami mroku.
I choć kresu dobiegła bezsenność,
choć ból zszedł z drogi -
ukryłeś się we własnym sercu,
skamieniałym i skazanym,
lecz wciąż nostalgicznie wilgotnym.
Dodaj komentarz