Majówka
Mój Mroczny Mesjaszu, rozległe jest światło naszego dzisiejszego popołudnia. Niebo jest do bólu bławatkowe, upstrzone gdzieniegdzie strzępem niewinnego obłoku. W centrum tkwi roześmiane od ucha do ucha słońce, wyciągając ku nam dobrotliwe, przepastne dłonie...
Tak, trwa zachwycający, niepowtarzalny majowy dzień. Znajdujemy się na łące, pośród wielobarwnych kwiatów, pachnących do utraty zmysłów. Siedzimy na kraciastym kocu. Mam na sobie zwiewną, białą sukienkę, pod której materiał usiłuje wedrzeć się letni powiew.
Leżymy obok siebie, na wznak. Kiedy o tym nie wiesz, przyglądam ci się kątem oka; patrzysz w dal, żując w zamyśleniu źdźbło trawy. Panuje cisza tak błogosławiona, że boimy się, co przyniesie kolejny wieczór. Co jakiś czas podnoszę rękę, próbując zamknąć palce na niebie - bezskutecznie. To jednak nie wszystko. Odpoczywasz obok, nasze dusze wysłuchują się wzajemnie. Serca są stonowane, obłaskawione przez leniwe, niemal letnie popołudnie.
Od czasu do czasu wypluwasz źdźbło, aby zerwać nowe. Wymieniamy spojrzenia - karminowe z czarnym. Uśmiechasz się nienachalnie, po czym znów patrzysz w dal... Czy to słońce, czy to księżyc wdrapuje się na porzucone niebo? Czy łączą się w nas boleśnie oddalone antypody, zdane na łaskę nieutulonych burz? Raz na jakiś czas nadajesz imię myślom; stwierdzam, że milczenie jest o wiele lepsze, o wiele ciekawsze.
Mroczny Mesjaszu, odrzucasz znienacka źdźbło i zaczynasz zbierać kwiaty. Twoje zręczne, smukłe palce sprawnie splatają wiosenny wianek. Wkładasz mi go na głowę - pasuje idealnie. Uśmiechasz się delikatnie, bez nachalności. Przez jakiś czas tylko mi się przyglądasz, jakbyś usiłował zapamiętać wyraz mojej twarzy. Wkrótce jednak rozkładasz ramiona, abym się w nich zanurzyła.
Trwa piękna, jedyna w swym rodzaju chwila; oprócz śpiewu ptaków słyszę subtelny szelest twojego serca, uwięzionego w tej zbyt dużej klatce piersiowej. W takich chwilach dziwię się, że tak doskonale mnie rozumiesz, że moje słowa nie są ci obce. Mroczny Mesjaszu, przecież wiesz, że nie umiem rozmawiać z ludźmi. Nie potrafię ubrać czystych myśli w równie czyste słowa.
Dlatego też czuję, jak w oczach wzbierają mi łzy; pamiątka po tym zachwycającym dniu. Tkwię w twoich objęciach, bojąc się, że lada moment godzina przeminie i wrócimy do prozy życia. Tak bardzo pragnę ustąpić miejsca szczęściu, lecz wiem: czai się w twoich dłoniach, na bezsennych wargach...
Mroczny Mesjaszu, pragnę zostać tu na zawsze, w tym kwiecistym wianku, w pobliżu twojego serca. Nie chcę, aby powrócił zachód słońca. Niech czas przynajmniej ten raz zapomni o punktualności, niech zamyśli się choć na moment. Pocałuj mnie na zakończenie, na początek nowej, niespotykanej bajki...
Dodaj komentarz