Cytrynowy płomyk
Mroczny Mesjaszu, czy jesteś wciąż
tym samym człowiekiem, którego znałam
w poprzednim istnieniu?
Czy wciąż przypominasz ten blask,
w którym zanurza się sczerniałe serce?
Podarowuję ci tę samą modlitwę,
jaką recytowałam pośród szkarłatnych chmur,
pośród gór i dolin
mojego wyklętego ciała.
Jesteśmy tą samą bezpieczną przystanią;
umiera w nas jeszcze jeden świt,
dobiega końca pragnienie,
dla którego kocham twoje łzy.
Moje sumienie, powleczone
mglistym oddechem, nie przypomina
tej samej bajki, której zakończenia
nie znają ciemności,
przed którą kłaniają się
konające wybrzeża.
Mroczny Mesjaszu, wręczyłam ci na pamiątkę
cytrynowy płomyk, rzucający cień
na twoje wyblakłe spojrzenie.
Czy odnajdziesz powrotną ścieżkę,
by zaprowadziła cię poza margines
szaleństwa, ponad granice wolności?
Czy twój jutrzejszy sen będzie
podobny do ciała, które opuściły zmysły?
Nie mogę iść niewłaściwą ścieżką;
twoja samotność jest zbyt przeludniona,
aby odnaleźć choć jedno
zamyślone serce.
Mroczny Mesjaszu, odchodzę,
choć zostawiam po sobie nieprzespany sen.
Przemijam, choć nie mogę pokonać
tęsknoty za tym, co zbyt ludzkie.
Dodaj komentarz