Bezdomny dzień
Mroczny Mesjaszu, wciąż czekasz,
rozpostarty na ciemniejącym horyzoncie
własnego serca.
Wciąż kochasz, choć miłość dawno
o tobie zapomniała.
Zbliżasz się z każdym kolejnym wieczorem,
odnajdujesz pokutę pośród
bezkresnych myśli.
Kołysze się w tobie
wczorajszy oddech, boleśnie zapomniany,
zdany na łaskę wieczystości.
Szukasz samotności tam, gdzie jest
jej pod dostatkiem;
odnajdujesz mur, jaki wznosiłeś
przez utracone lata, dekady
wykradzione opatrzności.
Osamotniony Mroczny Mesjaszu, to tylko
wyspa, na której zabrakło ludzi.
To przegrany wstęp
do tej splagiatowanej autobiografii.
Usiłuję odszukać w bólu krztynę dobroci,
lecz wiem, że uśmierzenie powróci,
zada kolejne retoryczne pytanie.
Powleczona miękkim dotykiem,
skazana na dożywotni sen, pragnę
powierzyć tobie kęs wolności,
brakujący element światła.
Ubogi Mroczny Mesjaszu, odszukam cię,
choć umierają jabłonie, a popiół
przykrywa skamieniałe sady.
Pogodzę się z przyszłością,
wybaczę przeszłości.
Odkryję w tobie siłę, która dotąd
była mi bezdomnym dniem.
Dodaj komentarz